Misja: lokacja, Wywiady

W szwedzkiej firmie nie usłyszysz negatywnego feedbacku. A to nie koniec zaskoczeń

misja lokacja weronika sikorska

Czy to znaczy, że nawet jeśli zawalam terminy i źle wykonuję pracę, to nie otrzymam negatywnego feedbacku? – Prawdopodobnie przełożony uzna, że termin był nierealistyczny lub że więcej wysiłku powinno było być włożone w estymacje. Nigdy nie zostanie powiedziane wprost, że ktoś sobie z czymś nie radzi lub że zawalił sprawę – powiedziała nam Weronika Sikorska, Senior Machine Learning Engineer w XLN Audio, która od 2016 roku mieszka w Szwecji.

Rozmawialiśmy z nią m.in. o tym, jakie są różnice między polską kulturą pracy w IT, a kulturą pracy w Szwecji. Przemilczany negatywny feedback to tylko jedna z nich.

Jak znalazłaś pierwszą pracę w skandynawskiej firmie?

Wspólnie z moim partnerem postanowiliśmy przenieść się do Szwecji. Pod koniec 2016 roku zaczęliśmy szukać ofert na LinkedIn i Glassdoor. Oboje szukaliśmy programistycznej pracy, więc musieliśmy uważać by nie aplikować na te same oferty. Odzew firm był standardowy – część w ogóle nie odpowiedziała na CV, ale dość szybko mieliśmy wstępne rozmowy zdalne w pozostałych.

Dwie firmy spodobały mi się bardziej: mały startup produkujący urządzenia do optymalizacji działania pompy ciepła oraz nowoczesna szwedzka korporacja bankowa. Żadna z nich nie wymagała języka szwedzkiego.

Obie firmy chciały mieć przynajmniej jedną rozmowę przeprowadzoną osobiście, ale tylko korporacja miała budżet na lot i akomodację, więc cały proces rekrutacyjny do startupu odbył się zdalnie.

Jak wyglądały te rozmowy? Czym się różniły?

Korporacja miała ścisły proces rekrutacyjny i wszystkie rozmowy techniczne zostały zaplanowane na czas mojej wizyty. Rozmowy techniczne dotyczyły algorytmów i architektury.

Z kolei w startupie do zrobienia było zadanie programistyczne, o którym później była rozmowa. Miałam też rozmowę z CEO firmy, która była bardzo ważna z punktu widzenia dopasowania do zespołu. Bardzo spodobała mi się idea produktu, atmosfera w zespole i wyzwania technologiczne, a zwłaszcza chęć wprowadzenia Machine Learningu, na który chciałam się “przebranżowić”. Gdy firma złożyła mi ofertę, zaakceptowałam ją.

Miałam pewne obawy odnośnie faktu, że startup nie był jeszcze dochodowy, ale mój partner dostał pracę w większej firmie, więc czuliśmy się bezpiecznie. Na dodatek jego firma pomogła nam znaleźć długoterminowy wynajem mieszkania, co bardzo ułatwiło relokację. Udało się nam na tyle zsynchronizować, że oboje zaczynaliśmy nowe prace tego samego dnia – 2 maja 2017.

Pod koniec kwietnia 2017 zapakowaliśmy dobytek życia do naszego starego auta i pojechaliśmy do Sztokholmu. Cały proces od aplikowania do rozpoczęcia nowego życia zajął 5 miesięcy.

Jakie wówczas panowało przekonanie do pracy zdalnej? Szwedzkie firmy nie miały obiekcji do tego trybu pracy? Wymagały relokacji?

W firmie, w której podjęłam pracę, jedna czwarta zespołu programistycznego pracowała zdalnie, więc były procedury niezbędne do zorganizowania takiej pracy (spotkania online, czat firmowy, komunikacja po angielsku itp). Niemniej wygodnie było być na miejscu, by mieć dostęp do urządzeń IoT, z którymi pracowaliśmy. Wobec pracowników na miejscu nie było oficjalnych reguł a propos pracy zdalnej. Mile widziane było przychodzenie do biura w dni, kiedy jest więcej spotkań. Godziny pracy również były elastyczne i wszyscy z tego korzystali.

Lubię pracę zdalną, więc, gdy okres onboardingu się zakończył, chodziłam do biura 2-3 razy w tygodniu, co miałam poczucie, że jest na styku akceptowalności ze strony zarządu.

Od początku pandemii zaczęłam pracować zdalnie na 100% – w firmie w której wtedy pracowałam nie było okresu przejściowego, wszystkie narzędzia i komunikacja i tak były online.

Teraz jest moment “powrotu do biur”. Mój obecny pracodawca wymaga by pojawić się dwa razy w tygodniu w biurze w konkretne dni. Niemniej w moim zespole jedna osoba pracuje 100% zdalnie, więc większość komunikacji wciąż musi odbywać się pisemnie lub na wideo-konferencjach.

Jak od środka wygląda skandynawska kultura pracy?

Podczas gdy w Polsce usłyszałam od jednego z moich managerów, że “chodzę za wolnym krokiem na herbatę”, szwedzkie firmy są bardziej zrelaksowane, o ile nie ma bliskiego deadline’u. Deadline’y też są ustawiane z zapasem, by wszystko dostarczyć na spokojnie. Zdarzyło mi się jednak robić nadgodziny by coś dostarczyć, ale był to mój wybór i manager pytał mnie kilka razy, czy czuję się z tym ok.

Szwedzkie firmy, w których pracowałam są bardziej transparentne w komunikacji, bardzo ważne jest by wszyscy wiedzieli jakie są następne kroki, jaka jest sytuacja i co się będzie działo. Jest dużo wspólnych dyskusji i zazwyczaj opinia każdego pracownika jest wysłuchana.

Równe i inkluzywne traktowanie mniejszości często jest standardem w szwedzkich firmach, aczkolwiek nie wszystkich. Dotyczy to zarówno pensji jak i takich detali jak preferencje żywieniowe.

Powiedziałabym też, że jest “dziecio-centryczna”: jest bardzo dużo opcji urlopu dla rodziców na nieprzewidziane sytuacje – dotyczy to obu płci rodziców. I nie działa to tylko w teorii, nie jest to też to coś, co spotka się z niemiłym komentarzem od strony pracodawcy. Pracownicy obu płci korzystają z długich urlopów rodzicielskich, więc koledzy/koleżanki znikają czasami na pół roku albo i dłużej, po czym wracają na to samo stanowisko. Nikogo to nie dziwi, jest to całkowicie normalna sytuacja, która dotyczy wszystkich decydujących się na dzieci.

Z negatywnych aspektów, jest kultura milczenia wobec negatywów – właściwie nie da się dostać negatywnego feedbacku.

Kultura milczenia – ciekawe. To znaczy, że jak ktoś źle wykonuje prace, nie trzyma się terminów, to jaki otrzyma feedback?

Prawdopodobnie przełożony uzna, że termin był nierealistyczny lub że więcej wysiłku powinno było być włożone w estymacje. Nigdy nie zostanie powiedziane wprost, że ktoś sobie z czymś nie radzi lub że zawalił sprawę – raczej zostanie to zawoalowane w quasi-konstruktywną informację zwrotną. Pochodząc z innej kultury pracy należy nauczyć się czytać takie sygnały.

W czasie rozmów one-on-one z managerami zazwyczaj dostaję tylko pozytywny feedback, więc poprzez zasadę odfiltrowania można uznać, że pozostałe aspekty są tymi, nad którymi należy pracować. Z drugiej strony warto też wiedzieć, co się robi dobrze.

Jaką cechę szwedzkiej kultury powinniśmy priorytetowo przenieść do polskich firm?

Równe płace dla płci – w Polsce zarabiałam o 1/3 mniej niż mój partner, mimo posiadania większego doświadczenia, w Szwecji sytuacja od razu się odwróciła.

Uważam też, że w polskich firmach wciąż panuje przekonanie, że praca ma pierwszeństwo przed rodziną lub sprawami osobistymi. Uważam też, że brakuje kultury słuchania pracowników, którzy są niżej w hierarchii.

Pracowałaś w startupie. Czego nauczyła Cię praca w tego typu organizacji?

Praca w startupie oferowała bardzo szeroki zakres zadań. Mimo że moją specjalizacją był backend i Machine Learning, zdarzało mi się również wykonywać zadania dotyczące DevOps lub frontendu. Dzięki temu rozumiem więcej aspektów tego, jak od strony technicznej zaprojektować i stworzyć produkt, ale również mam świadomość tego, co powinno być zrobione po nietechnicznej stronie. Praca w startupie uczy rozwiązywać różne problemy w małej grupie osób o różnych kompetencjach.

Co ze stabilnością? Nie miałaś poczucia, że w każdej chwili startup może upaść?

Miałam, zwłaszcza że mimo kilku lat istnienia był wciąż na etapie posiadania małej ilości klientów i droga do rentowności była wciąż daleka. Z drugiej strony mój partner był zatrudniony w bardziej stabilnej firmie, a ja byłam w przejściowym momencie kariery między mid i senior software engineerem, więc nie byłoby mi trudno znaleźć kolejną pracę. Wtedy jeszcze nie korzystałam ze szwedzkich benefitów jak A-kassa, które dają zabezpieczenie finansowe w postaci pensji przez kilka miesięcy na wypadek utraty pracy.

Startup niestety zbankrutował. Dowiedziałam się o procedurach bankructwa z punktu widzenia pracownika: wypłacenie pensji jest zawsze priorytetem, więc jeśli firma nie ma budżetu, płaci państwo. W takim przypadku okres wypowiedzenia jest zależny od stażu pracy a nie od tego co jest w umowie. W moim przypadku był to tylko jeden miesiąc.

Gdy firma ogłasza bankructwo przychodzą reprezentanci sądu rejonowego, których celem jest ewaluacja, czy firmę można sprzedać – najchętniej tak, by mogła kontynuować działanie. Nasza firma była transparentna, więc wszyscy zatrudnieni uczestniczyli w rozmowach, czułam się dobrze poinformowana jakie są moje opcje.

Następnie zaczęli się pojawiać osoby chętne do zakupu naszej firmy – wyglądało to trochę jak proces rekrutacji. Niektóre firmy rozmawiały z nami wszystkimi, inne rozmawiały z każdym pojedynczo. Można było też w tym nie uczestniczyć i szukać nowej pracy na własną rękę.

Ostatecznie kupiła nas duża szwedzka firma zajmująca się tą samą domeną – wzięli cały nasz zespół i dobytek. Kilka osób zdecydowało się odejść, ale większość postanowiła zostać. Z mojego punktu widzenia zmienił się zarząd, organizacja firmy, biuro, ale nie bezpośredni współpracownicy.

Dziś pełnisz stanowisko Senior Machine Learning Engineera. Z jakimi wyzwaniami spotykasz się każdego dnia?

Pracuję w małej firmie, więc tak jak w startupie moje zadania nie ograniczają się do jednej domeny. Pracuję w zespole, którego celem jest aplikowanie nowoczesnych technik do tworzenia wtyczek i narzędzi do produkcji muzyki. W moim zespole robimy dużo researchu w domenie MIR.

Moja aktualna praca pozwala mi wykorzystywać całe moje wcześniejsze doświadczenie z ML, data science, DevOps, backendem i nawet frontendem. Wykorzystuję również dużo wiedzy nabytej w czasie moich studiów z Computer Science, ale też i z Akademii Muzycznej. Pierwszy raz w mojej karierze mogę wykorzystać fakt studiowania dwóch kierunków.

Najważniejszą częścią moich obowiązków jest zapewnienie infrastruktury i narzędzi dla researcherów, by mogli wykonywać swoją pracę. Następnie deployment Machine Learningowych modeli – umieszczenie ich w naszej desktopowej aplikacji, co wymaga programowania w C++, współpracuję przy tym z zespołem deweloperów, ale muszę samodzielnie przygotowywać kod, na przykład do ekstrakcji feature-ów.

W tym tygodniu zajmowałam się trenowaniem modeli ML do pre-processingu dźwięku, a także studiowałam różne reprezentacje audio, co wymagało czytania artykułów naukowych.

Co dotychczas dało Tobie największego boosta w karierze?

Zdecydowanie przeprowadzka do Szwecji. W szwedzkich firmach po przejściu rekrutacji nie musiałam udowadniać, że dam radę podołać ambitniejszym zadaniom. Od strony pracodawcy jest więcej zaufania, że poradzę sobie z problemami, a jak nie, że rozwiążemy je wspólnie z zespołem. To pozwoliło mi wyjść z mojej strefy komfortu i podjąć się pierwszych zadań związanych z aplikowaniem ML w produkcie, co zaowocowało “przebranżowieniem się” z Software Engineera na Machine Learning Engineera.

O czym Twoim zdaniem za mało mówi się, jeśli chodzi o pracę w IT?

Widzę mało artykułów, które mówią o tym co się dzieje po kilku latach z osobami, które się przebranżowiły – jak wyglądają ich następne kroki i jak wygląda ich techniczna ścieżka kariery? I czy obecność ChatGPT może utrudnić nowym osobom wejście na nową ścieżkę kariery?


Weronika Sikorska. Senior Machine Learning Engineer w XLN Audio. (Ex-)programistka i ex-pianistka obecnie pracująca jako Senior Machine Learning Engineer w domenie MIR (Music Information Retrieval). Zawsze miała trudności z wyborem czy matematyka, czy muzyka, co zaowocowało równoczesnym studiowaniem Informatyki na Uniwersytecie Wrocławskim i Fortepianu na Akademii Muzycznej. W czasie wolnym wspina się, ćwiczy na fortepianie i gra w gry RPG.

Redaktor naczelny w Just Geek IT

Od pięciu lat rozwija jeden z największych polskich portali contentowych dot. branży IT. Jest autorem formatu devdebat, w którym zderza opinie kilku ekspertów na temat wybranego zagadnienia. Od 10 lat pracuje zdalnie.

Podobne artykuły