Wywiady

W Oslo mam wszystko, czego chciałem: morze, góry i odpowiedni poziom wyzwań w pracy. Wywiad z Michałem Pietrzykiem

praca w Norwegii

Gdy sześć lat temu Michał po raz pierwszy rozmawiał z naszą redakcją, dopiero zaczynał swoją przygodę w Norwegii jako junior frontend developer. Dziś pracuje nadal w tej samej firmie, ale już na stanowisku leaderskim, a kultura skandynawska i życie w Oslo spodobały mu się na tyle, że nawet nie myśli o powrocie. Opowiada nam, co szczególnie ceni sobie w Norwegii i jakie widzi różnice w porównaniu z Polską.

W naszej pierwszej rozmowie opowiadałeś o swoich początkach w Norwegii. Dziś, po 6 latach, jesteś nadal w tej samej firmie — to imponujący staż jak na branżę IT! Nie miałeś ochoty spróbować czegoś nowego? 

Szczerze mówiąc… tak, myślałem parę razy o zmianie pracy. Jednakże perspektywa bycia w start-upie od początku i dorastanie wraz z nim stanowiło zbyt ekscytujące wyzwanie, by się go nie podjąć. Patrząc z perspektywy czasu, nie żałuję, że jeszcze tutaj jestem. Mówią, że lojalność wobec firmy nie popłaca, ale firma, w której pracuję, nie pozwala mi za bardzo tej tezy potwierdzić, ha ha 🙂

W Oliasoft zaczynałeś jako junior frontend developer specjalizujący się w React. Obecnie pracujesz jako Integration Lead. Opowiedz, proszę, o swojej ścieżce kariery w tej firmie na przestrzeni tych 6 lat. 

Na przestrzeni pierwszego roku dużo działo się w obszarze frontendu i próbowałem głównie specjalizować się w tym zakresie. Bardzo szybko jednak pojawiły się zadania i problemy do rozwiązania po stronie serwerowej i bazodanowej (Node + PSQL). Więc w ciągu następnego roku-dwóch uczyłem się i uzupełniałem wiedzę pod typowego fullstacka.  

Wraz z rosnącym doświadczeniem były mi przydzielane zadania, które przybierały już bardziej charakter przygotowywania na poziomie projektowym, czyli masz do wykonania ciekawy ficzer lub wewnętrzny projekt, znajdź dla niego odpowiednie technologie, porównaj rozwiązania z branży, przygotuj dokument, zaprezentuj brief, wykonaj lub przydziel developera.   

Rozrost firmy sprawił, że pojawiły się pytania odnośnie przyszłości mojej kariery. W tym momencie nie za bardzo jeszcze wiedziałem, dokąd chcę zmierzać, ale podobał mi się miks zarządzania zespołem i bycia programistą. Padła więc propozycja, żeby założyć nowy zespół odpowiedzialny stricte za integracje naszego oprogramowania z klientami. I tak oto, z uściskiem ręki managera, rok temu zostałem Integration Leadem.   

Jak odnajdujesz się w roli osoby zarządzającej? Wchodząc do IT myślałeś, że taka będzie naturalna kolej rzeczy? 

Na początku raczej nie myślałem, że kiedyś będę postacią, która ma taki zakres obowiązków. Zapewne dużo osób, w tym ja, miało na początku kariery tak zwany ‘impostor syndrome’. Perspektywa bycia na tym samym poziomie co seniorzy czy managerowie wydawała się absolutną abstrakcją. Wszystko jest jednak na początku trudne, zanim stanie się proste.  

Pierwsze kroki na stanowisku managerskim były niczym skok na głęboką wodę. Szczególnym problemem były dla mnie pierwsze spotkania z klientami. Nie był to jednak problem natury socjalnej, gdyż należę do tych bardziej gadatliwych i otwartych osób, ale raczej odczucie, że dzieli mnie przepaść doświadczenia i wiedzy z programistami czy managerami innych firm. Na szczęście miałem okazję być już na paru spotkaniach, na których moi managerowie robili to, co robię obecnie ja. Bardzo pomogło mi to w zrozumieniu, jak posługiwać się odpowiednim słownictwem i dostosowywać wiedzę do osoby, z którą się rozmawia na przestrzeni technologiczno-biznesowej.  

Z punktu widzenia samego zarządzania zespołem, bardzo wziąłem sobie do serca tezę, żeby być takim managerem, jakiego sam chciałbym mieć. Moim zdaniem, najważniejszą rzeczą jako lider jest dbanie o zespół oraz zrozumienie odpowiedzialności tego stanowiska. Zespół ma za zadanie dowieźć jakieś rozwiązanie i Ty jako lider za to odpowiadasz w pierwszej kolejności, a nie Twoi podopieczni. W związku z tym ważne jest, by rozmawiać z developerami z zespołu, być ich kolegą, słuchać ich potrzeb i wspierać w rozwoju indywidualnie, jednocześnie wychodząc parę kroków do przodu z planowaniem dla całego zespołu. Jest tutaj jeszcze morze słów, które mógłbym napisać o moich doświadczeniach, ale zabrakłoby nam miejsca.   

Co najbardziej doceniasz w norweskich firmach? Czy widać duże różnice w porównaniu z pracą w Polsce? Jeśli tak, to jakie? 

Nie miałem okazji pracować w polskiej firmie w branży IT na tyle długo, by wysnuć jakieś szczególne zdanie na ten temat. Znajomi, którzy pracują w Polsce, nie narzekają w żaden sposób. Miałem za to, niestety, styczność z polską stroną rekrutacyjną. Mam nadzieję, że teraz jest lepiej, ale 7-8 lat temu rekrutacje w Polsce kojarzyły mi się jedynie z lekceważeniem i poniżaniem. Wiadomo, że trzeba brać poprawkę na stan wiedzy, jaką wtedy również miałem. I choć chciałem dobrze, szkoda byłoby mi miejsca na pisanie o zachowaniach, z jakimi się spotkałem. 

W mojej obecnej firmie panuje typowa kultura skandynawska. Płaska struktura, można pójść do każdej osoby z problemem, propozycją czy po prostu chęcią rozmowy. Cieszę się, że mogę rozmawiać otwarcie na temat tego, co mi się podoba w firmie, a także o tym, nad czym moglibyśmy popracować. Struktura firmy pozwala każdej osobie wyrazić swoje zdanie, przekazać opinię czy podrzucić jakiś ciekawy pomysł. Jesteśmy dorosłymi ludźmi i rozmowa to naturalna tego część. 

A styl życia, codzienność? Co Ci się najbardziej podoba w Norwegii? 

Krótkim zdaniem, pełen luz. Bardzo podoba mi się podejście do pracy i życia ludzi mieszkających w Norwegii. Nie odczuwa się tego ‘wyścigu szczurów’ i pogoni za karierą. Młodzi ludzie bardzo chętnie biorą przerwę po ichniejszej szkole średniej, żeby poznać siebie, podróżować i zrozumieć, co chce się w życiu robić, zanim pójdą na studia. Na co dzień, nikt nie patrzy na ulicy na to kim, jesteś, czy co robisz oraz ile masz pieniędzy w kieszeni.  

W Norwegii najbardziej jednak podoba mi się natura. W Oslo mam wszystko, czego chciałem  w mieście, czyli morze z jednej strony i góry z drugiej, przeplatane skandynawską architekturą. Latem chętnie wybieram się nad fiordy popływać lub pojeździć rowerem po okolicznych lasach, a zimą wystarczy wsiąść w metro i po 30 minutach jest się na stokach narciarskich.  

Już w pierwszym wywiadzie wspominałeś, że jedyną wadą Norwegii są wysokie ceny. To jak jest, da się przeżyć? 🙂

Pewnie, że da się przeżyć. Z perspektywy czysto zarobkowej jednak nie jest już tak różowo jak kiedyś. Inflacja i niski kurs waluty norweskiej robi swoje. W samej Norwegii aż tak bardzo się tego nie odczuwa, ale już jeżdżąc po Europie widać jednak różnice w cenach. 

Wydaje mi się również, że w branży IT można lepiej się ustawić, pracując zdalnie dla klienta zachodniego, ale mieszkając w Polsce. Jednakże warunki życia i pracy, jakie są mi oferowane tutaj, nie zachęcają za bardzo do powrotu. Pieniądz to nie wszystko. 

Czy wskazałbyś może jakieś podobieństwa między Norwegią a Polską? Coś, co pomaga Polakom odnaleźć się na początku w tym kraju? 

Podobieństwa są takie, że wracając do domu rodzinnego, lądując w Gdańsku, trudno mi rozróżnić, czy jestem w Polsce, czy w Norwegii, gdyż słyszę non stop skandynawskie języki. Natomiast gdy wracam do Oslo, słyszę prawie tylko język polski. Do czego to doszło… 

Wydaje mi się, że mamy całkiem ciekawą społeczność Polonii w Norwegii. Jesteśmy bardzo liczni i wspieramy się nawzajem. Dobrym przykładem są firmy założone przez Polaków promujące usługi. Od fryzjerów, przez szeroko pojętą budowlankę po usługi informatyczne czy nawet wytwarzanie swojskich produktów mięsnych na terenie Norwegii. Co jak co, ale norweskie wędliny nie umywają się do naszych polskich specjałów, szczególnie jak przychodzi sezon grillowy.

A jak Polacy są odbierani w Norwegii? Podobno to druga największa mniejszość narodowa tutaj. 

Z roku na rok jest coraz lepiej, jeśli chodzi o odbiór nas przez Norwegów. Zdecydowana część naszej społeczności pracuje w budowlance, ale jest i sporo inżynierów, adwokatów, mechaników itp. Prawie zawsze jesteśmy oceniani pozytywnie, jako otwarci, ciepli, ciężko pracujący ludzie. W końcu Polak potrafi, prawda? 

Ciekawostka: Obecnie jest o nas wystawiony fotoreportaż na murze Ambasady Polskiej w Oslo. Jest tam parędziesiąt plakatów ze zdjęciami osób, które przyjechały do Norwegii. Sam aspekt wystawy ma przekaz: ‘jesteśmy tacy sami jak Wy’, ma na celu pokazanie, jak sobie radzimy w Norwegii. Muszę przyznać, że ciepło się robi na sercu, widząc coś takiego… i będąc tego częścią (tak, tak, jestem też na jednym z plakatów).

Gdzie widzisz siebie w najbliższych latach? Zarówno zawodowo, jak i pod kątem miejsca do życia? 

Jeśli chodzi o miejsce zamieszkania, to nie zamierzam się wyprowadzać w najbliższym czasie. Wraz z partnerką posiadamy stabilną pracę oraz przyjemne miejsce do życia. Norwegia jest dla nas również dobrą bazą wypadową na wakacje i ciekawym krajem do zaproszenia znajomych z Polski. Dodatkowo postawiłem sobie za wyzwanie pozyskanie podwójnego obywatelstwa i w tym tygodniu wybieram się na egzamin językowy w ramach procesu o paszport. Sądzę, że po tylu latach tutaj wypadałoby to zrobić, choćby dla samego osiągnięcia.

Z punktu widzenia zawodowego, moja firma zapewnia mi na tyle odpowiedni poziom wyzwań i szkoleń, że nie widzę również w sobie zmiany pracy w najbliższym czasie. Jeśli chodzi o dalszą karierę, bardzo chciałbym pójść w kierunku Architekta Technicznego (SA/TA). Uważam, że obecna rola dała mi ogrom doświadczenia i zrozumienia perspektywy działania oprogramowania na poziomie inżynieryjno-biznesowym. Ale zawsze ciągnęło mnie w pierwszej kolejności do tworzenia oprogramowania, więc chyba to będzie dobry wybór na przyszłe lata. 

Czy jest coś, czego żałujesz z perspektywy ostatnich lat zawodowych? 

Żałuję tylko tego, że nie wyjechałem wcześniej i nie podjąłem się studiów magisterskich w Norwegii.


Michał Pietrzyk. Integration Lead/Game Dev w Oliasoft.

Od ponad ośmiu lat pracuje jako redaktorka, dziennikarka i copywriterka, a od niedawna dba o treści oraz rozwój portalu poświęconego branży IT. Autorka wywiadów, tekstów eksperckich, newsów.

Podobne artykuły