Wywiady

Największy boost dały zmiany zespołów w ramach jednej firmy. Wywiad z Pawłem Szaławińskim

misja lokacja paweł szaławiński

Paweł przeszedł interesującą ścieżkę kariery. Przebranżowił się do IT, znalazł pierwszą pracą i wraz z dziewczyną postanowił przeprowadzić się do Szwecji. Tam został Software Engineerem, później Engineering Managerem, by kilka miesięcy później wrócić na poprzednie stanowisko. Czego nauczyły go te doświadczenia? Tego dowiecie się z naszej rozmowy.

Jak to się stało, że postanowiłeś zamieszkać w Sztokholmie?

Sytuacja potoczyła dość dynamicznie, mianowicie moja dziewczyna szukając nowej pracy dostała kontrakt w Sztokholmie. Także po jednym dniu namysłu podjeliśmy decyzję, że jedziemy i po 3 miesiącach już byliśmy w Szwecji z całym dobytkiem.

Co przemawiało za przeprowadzką i jakich doświadczeń spodziewałeś się?

Dodając trochę kontekstu, zanim w ogóle Szwecja pojawiła się w planie, odkąd zdecydowałem się na przebranżowienie do IT, nie bardzo była możliwość jakiejkolwiek przeprowadzki. Moja dziewczyna w tzw. międzyczasie również chciała zmienić pracę. Ze względu na wąską specjalizację i doświadczenie, potencjalne firmy miały siedziby tylko za granicą. Na szczęście byłem w trakcie zmieniania branży i miałem możliwość albo znaleźć pracę za granicą, albo zdalnie dla firmy z Polski. Jak tylko nadarzyła się okazja, skorzystaliśmy.

Ciężko tak naprawdę powiedzieć, czego się spodziewałem. Był to czas pandemii, więc wszystko było dość ograniczone w kontaktach międzyludzkich. Czytałem kilka artykułów i opinii o życiu w Szwecji. Wielkim plusem było na pewno to, że wszyscy posługują się językiem angielskim, bo chyba właśnie komunikacji obawiałem się najbardziej. I tutaj dość powiedzieć, że się nie zawiodłem, to nawet przerosło to oczekiwania, bo dosłownie każdy – zaczynając od dzieci, ekspedientki w sklepie czy po starszego sąsiada – posługuje się płynnym angielskim.

Firma zapewniła pakiet relokacyjny? Co zawierał?

Przeprowadziłem się do Szwecji nadal pracując na kontrakcie w PL, także nie miałem żadnego pakietu relokacyjnego.

Jak dzisiaj oceniasz pracę i życie w Sztokholmie? Dla kogo będzie to idealne miejsce, a dla kogo przeciwnie.

Może zacznę od końca. Na pewno nie odnajdą się tutaj osoby, które uwielbiają plaże, skwarne upały i brak zimy. Bo albo tego nie ma, albo możemy dość mocno zawieść swoje oczekiwania. Zimy są tutaj długie i ciemne, a szczególnie w północnej części kraju.

Myślę, że Szwecja jest dobrym krajem dla osób, które kochają naturę i spokój. Sam jestem taką osobą i jednocześnie mieszkając w Sztokholmie mam obok rezerwat przyrody, gdzie w 20 minut mogę pójść sobie na spacer z psem i nad jeziorem wypić kawkę. Z drugiej strony mam kilka minut do centrum miasta żeby znaleźć się w biurze w pracy. Samo przemieszczanie po mieście jest także bardzo łatwe. Jest dość bogata komunikacja miejska. Samo metro ma kilka nitek. Polecam przemieszczać się rowerem jako, że wszędzie są ścieżki rowerowe i czasami dostanie się z jednej wyspy na drugą jest szybsze niż za pośrednictwem metra czy samochodu. Jest to mój preferowany środek transportu, nawet zimą.

Jeżeli chodzi o pracę to mam szczęście pracować w firmie, która jest mocno międzynarodowa. Także sama praca jest ciekawa nie tylko ze względu na to, że jest to programowanie, które sprawia wiele satysfakcji, ale także ze względu na ludzi. Można bowiem poznać osoby z każdego zakątka świata, dowiedzieć się wielu niesamowitych i ciekawych rzeczy, a także śmiało zderzyć wszystkie stereotypy. Można poznać perspektywę i podejście do programowania nie tylko samych Szwedów, ale także z przeróżnych krajów i branż.

Co Twoim zdaniem warto wiedzieć o skandynawskiej kulturze pracy? Czym różni się od polskiej kultury pracy?

Miałem dość duże szczęście w swojej karierze, że jakiejkolwiek pracy bym nie wykonywał, zawsze trafiałem na bardzo profesjonalnych ludzi i nie napotkałem na problemy czy spory zespołowe. W każdej pracy jednak było dość jasno powiedziane, jak trzeba pracować, czy np. były kontrolowane godziny pracy, z których trzeba się dokładnie rozliczać.

W skandynawskiej kulturze bardzo odczułem to, że jest bezgraniczne zaufanie do pracownika i pełne wsparcie jeżeli chodzi o jakąkolwiek potrzebę. Zdaję sobie sprawę, że jest to dość typowe w branży IT, jednak mam takie uczucie, że tu jest to dość naturalna sprawa. Może podam przykład.

W mojej pracy jestem zobowiązany do pracy na pełny etat, ale mój menadżer nie rozlicza mnie z godzin pracy. Jasne, mam pracę 9-17, jednak jeżeli mam standup 9:30 mogę zacząć o 9:30. Albo o 7 jeżeli mi tak pasuje. Jeżeli w ciągu dnia czuję, że jestem totalnie nieproduktywny albo potrzebuję dwugodzinnej przerwy na załatwienie swoich spraw, komunikuję to i na tym sprawa jest załatwiona. I wtedy mogę sobie popracować wieczorem już na spokojnie albo dłużej następnego dnia.

Tak samo jeżeli chodzi o urlop chorobowy (tłumacząc na polski – L4), sprawa wygląda nieco inaczej. Tutaj do tygodnia nie muszę zgłaszać niczego od lekarza. Jeżeli źle się czuję to po prostu wystarczy, że napiszę, że nie dam rady dzisiejszego dnia przyjść do pracy, bo jestem chory i pracodawca ufa, że jestem chory.

Jak wygląda hierarchia w takiej firmie?

W przypadku samej hierarchii w pracy myślę, że może być podobnie w wielu firmach IT, ale także podam dwa przypadki z firmy, w której obecnie pracuje i z jednej do której się rekrutowałem.

W Tink istnieją menedżerowie, dyrektorzy, VP, COO itd. Naturalne jest to, że jeżeli mam jakieś pytanie bądź nawet VP ma jakieś pytanie to nie ma bariery, żeby podejść i się o coś zapytać bądź powiedzieć, że się nie zgadza z jakimś podejściem. Dzięki temu można uzyskać informację z pierwszej ręki.

Kilka miesięcy temu budowałem jeden z produktów w zespole open bankingowym i tak się złożyło, że przez prawie godzinę siedziałem z CTO (i jednocześnie co-founderem firmy) rozmawiając i rozpatrując różne tematy czysto inżynieryjne, jak zaprojektować pewne rozwiązania. Tak bliska relacja daje poczucie, że naprawdę wszyscy są wkręceni w misję firmy i to, co robimy.

Pracownicy wysokiego szczebla uczestniczą w rozmowach rekrutacyjnych?

Tak, zobrazuję to historią rekrutacji do innej firmy, także ze Sztokholmu. Jedno z zadań rekrutacyjnych polegało na napisaniu biblioteki według pewnych założeń. Kiedy odesłałem zadanie zostałem zaproszony do siedziby na rozmowę. Założyciel firmy wraz z inżynierem, spotkali się ze mną i opowiedzieli, jak wygląda praca, a następnie razem ze mną krok po kroku oglądali zadanie rekrutacyjne i na żywo dyskutowaliśmy o poszczególnych fragmentach.

Ciekawostką jest sześciomiesięczny okres próbny, po którym dostaje się umowę o pracę na pełen etat. W przypadku firmy, w której teraz pracuję, w czasie tego okresu są 3 główne etapy. W pierwszym miesiącu przejawia się coś specyficznego dla skandynawskich firm: onboarding, czyli nie tyle co w pełni pracowanie, ale nauczenie się jak firma działa, poznanie poszczególnych działów i wartości. Po tym czasie mamy check-in czy nam się podoba. Po następnych dwóch miesiącach, już w miarę normalnej pracy, dostajemy feedback od współpracowników czy pasujemy do zespołu.

Następnie przychodzi etap po pierwszych pięciu miesiącach, który podsumowuje czy się wykazaliśmy i dostajemy pierwszą ocenę, po której wiemy, czy i co mamy do poprawy, żeby przejść pozytywnie okres próbny. Jeżeli wszystko jest okej to ostatni miesiąc jest już praktycznie normalną pracą i dostajemy umowę.

Czym zajmujesz się w Tink?

Miałem możliwość pracy w kilku zespołach i działach, a także stanowiskach. Zaczynałem jako Software Engineer w zespole open bankingowym zajmującym się połączeniami do banków skandynawskich. W podobnym zakresie byłem następnie jeszcze w dwóch zespołach, a potem miałem możliwość sprawdzić się jako Engineering Manager zespołu do spraw płatności. Jednakże chęć kodowania i poznania kolejnych produktów spowodowała, że wykorzystałem wewnętrzną rekrutację i wróciłem do pisania kodu. Obecnie pracuje na stanowisku Software Engineer w jednym z zespołów produktowych w dziale Finance Management.

Odczułeś w jakiś sposób przeskok ze stanowiska Engineering Managera na Software Engineera?

Zdecydowanie. Jest to kompletnie inny zakres obowiązków, szczególnie jeżeli chodzi o samo managerowanie zespołu. W przypadku software engineera, nawet w momencie jeżeli jest się w roli “team leadera” i zarządza zadaniami to wciąż można dokładać cegiełki w postaci kodu, poszerzać swoją wiedzę w tym zakresie.

W przypadku engineering managera dobrze jest mieć background engineerski, który pozwala rozumieć, co się dzieje w zespole i produkcie z każdej strony. Jednak obowiązki codzienne skupiają się między innymi na dbaniu o rozwój inżynierów, popychaniu decyzji związanych z produktem, bugami, synchronizacją zadań pomiędzy zespołami. W moim przypadku zabrakło mi samej możliwości i czasu na bycie bardziej bliżej kodu, satysfakcji z budowania aplikacji.

Co do dziś dało Tobie największego boosta w karierze?

Myślę, że zmiany zespołów i produktów w ramach jednej firmy. W przypadku danego zespołu istnieje w miarę skończony zasób kodu czy rzeczy, które można wykorzystać czy nauczyć. Oczywiście, zawsze jest jakiś update wersji, może nowa architektura do zaimplementowania, ale nie są to często zmiany na tyle istotne boostujące wiedzę i rozwój. Jeżeli dojdzie się do pewnej granicy i zmieni zespół to mając dość obszerną wiedzę na temat jednego produktu i wchodząc w kompletnie nowy zakres, powoduje to niesamowity wzrost.

Jednocześnie mamy już jakieś obycie, ale poznajemy nowych ludzi, nowe techniki pisania kodu, nowe frameworki, a czasami nawet nowy język i musimy się tego wszystkiego nauczyć szybko. A że jest to często na “żywym organiźmie” i feature “na wczoraj” musi być dostarczony na środowisko produkcyjne, to mózg kompletnie inaczej to przyswaja i stara się uczyć w błyskawicznym tempie żeby ogarnąć, co się dzieje. Uważam, że to daje kopa i w takim trybie uczę się najwięcej.

Jaki masz plan na siebie? Co chciałbyś robić za kilka lat?

Kiedy zaczynałem programować, sprawa była dość jasna. Widziałem siebie jako Senior Developera. Jednakże jeśli spotkałbym siebie dwa-trzy lata młodszego i powiedziałbym mu, jak teraz wygląda mój system pracy to nie uwierzyłbym, że przetoczyłem się przez różne stanowiska i tyle nowych rzeczy się zadzieje w mojej karierze, jak i w branży. Patrząc na rozwój całego IT i jak coraz bardziej idziemy w nieznane, ale za to jakże interesujące tematy typu AI i modernizację istniejących języków programowania, to tak naprawdę mam jeden plan. Żeby uczyć się jeszcze lepiej uczyć.

I idąc tym tokiem, za kilka lat chciałbym być dalej związany z IT, podejrzewam, że dalej pisząc kod (jakkolwiek by to w przyszłości nie wyglądało pod względem technicznym), ale być w stanie wykorzystywać nowe techniki i narzędzia, które pewnie jeszcze nie zostały wynalezione.
W przypadku samego języka programowania, bardzo lubię to, jak działa Java także bardzo bym chciał, żeby nadal był to mój główny język programowania.


Paweł Szaławiński. Software Engineer w Tink. Inżynier mechaniki i budowy maszyn absolwent Politechniki Warszawskiej. Od młodości byłem zainteresowany jak działają różne urządzenia i starałem się je zrozumieć. W trakcie rozwoju kariery zwróciłem uwagę na wpływ oprogramowania na usprawnienia urządzeń i aplikacji, pogłębiając swoją wiedzę w tej dziedzinie i tak zainteresowałem się samym programowaniem. Poza pracą moje zainteresowania obejmują fotografię portretową oraz aktywności sportowe, szczególnie bieganie i jazdę na rowerze.

Redaktor naczelny w Just Geek IT

Od pięciu lat rozwija jeden z największych polskich portali contentowych dot. branży IT. Jest autorem formatu devdebat, w którym zderza opinie kilku ekspertów na temat wybranego zagadnienia. Od 10 lat pracuje zdalnie.

Podobne artykuły