Wywiady

Sens pracy – czy istnieje i czy warto go poszukiwać?

Dominik Kowalczyk

Praca, jako obowiązki wykonywane w celach zarobkowych, to ponad ⅓ naszego dorosłego życia i — tak po ludzku — głupio ten czas marnować na coś, co nie ma sensu i nie wnosi żadnej wartości — uważa Dominik Kowalczyk, Innovation Director w firmie ASSA ABLOY. Rozmawiamy z nim m.in. o tym, jak firma może pomóc pracownikom odnaleźć sens pracy i dlaczego warto go poszukiwać także na własną rękę.

Czym właściwie jest sens pracy? Mam tu na myśli coś głębszego niż tylko wykonywanie pewnych obowiązków w celach zarobkowych.

Pewnie zabrzmi to filozoficznie i pompatycznie, bo dla mnie chodzi o to, by — jak to mawiał klasyk — robić coś „w imię zasad”.

Praca, jako obowiązki wykonywane w celach zarobkowych, to ponad ⅓ naszego dorosłego życia i — tak po ludzku — głupio ten czas marnować na coś, co nie ma sensu i nie wnosi żadnej wartości.

Jest taki nurt w psychologii nazwany logoterapią. Twórcą jest austriacki psycholog Victor Frankl, który swoją teorię oparł na doświadczeniach wyniesionych z Auschwitz. Sformułował on myśl, według której „dążenie do znalezienia sensu życia to jedna z podstawowych potrzeb człowieka, natomiast utrata sensu życia to ważny czynnik patogenny nerwicy”. Jeśli poszukiwanie sensu życia pomogło przetrwać obóz koncentracyjny, to jest to ważny znak potwierdzający teorię.

Myślę, że definicja sensu pracy mocno zależy od etapu naszej kariery. Na początku sensem pracy może być nauka i budowanie swojej tożsamości zawodowej, miejsca w świecie. Młody człowiek ma pęd do wiedzy i działania, bardzo często przedkłada potencjalne ryzyko nad oczekiwany rezultat. Trochę jak małe dziecko — próbuje nowych rzeczy, sparzy się, próbuje inaczej — chce się nauczyć.

Kolejny etap to budowanie swojej pozycji zawodowej. Nabyta wiedza ekspercka, networking i czasami też łut szczęścia powodują, że pniemy się po drabince. Przestajemy być „no name”, stajemy się rozpoznawalni nie tylko w miejscu, w którym pracujemy, ale i w szerokim środowisku, w którym się poruszamy. To bardzo miłe uczucie, kiedy obcy ludzie zaczynają Cię kojarzyć.

Następnie mamy przysłowiowe odcinanie kuponów. Ten etap to już tylko konsekwencja tego, co już było i dlatego jest tak ważne, aby utrzymać dobre i równe tempo własnego rozwoju. ”Menedżerskie cmentarze” są pełne ludzi, którzy awansowali za szybko i nie poradzili sobie z wymaganiami roli i zadania — zabrakło doświadczenia, obycia i ludzkiej dojrzałości, a to możemy osiągnąć tylko z czasem, piastując różne role i prowadząc różne projekty.

Ostatni etap, mam nadzieję ciągle jeszcze przede mną, więc na razie tak go sobie tylko wyobrażam, to budowanie swojego „legacy”. To wybranie i wykształcenie kadry, która będzie w stanie zastąpić i pociągnąć dalej tematy, nad którymi pracujemy. W biznesie właścicielskim mówimy tu o „sukcesji” i to nie takiej, jak w popularnym aktualnie serialu telewizyjnym.

Proszę zauważyć, że do tej pory nigdzie nie padło żadne słowo kojarzone z pieniędzmi, choć naturalnie można domyślać się, że na każdym etapie te pieniądze są. Tylko że nasze uposażenie to jest raczej miła konsekwencja naszej ścieżki zawodowej.

Jak znaleźć sens pracy? I można go znaleźć w każdej pracy?

Krótka odpowiedź to „TAK” — można znaleźć sens w każdej pracy. Bardziej skomplikowana odpowiedź brzmi, że to mocno zależy od nas samych. Od tego, na czym nam tak naprawdę zależy. Bo praca to nie tylko wypłata, ale także to, co robisz na co dzień i to, jaki Twoja praca ma wpływ na Twoje otoczenie, społeczeństwo czy nawet świat.

Jeśli interesuje Cię, „kto będzie pisał tym piórem, które składasz codziennie w swojej pracy”, to będziesz szukał miejsca pracy, z którym się identyfikujesz. Na rynku pracy mamy multum świetnie płatnych stanowisk dla firm, które świadczą usługi dla nie do końca „etycznych obszarów biznesowych”.

Pokrótce to jest trochę jak pytanie, czy przeszkadza Ci super płatna praca dla firmy pozycjonującej strony internetowe dla dorosłych: jeśli jest to dla Ciebie ok — super; jeśli nie — to raczej tam nie pójdziesz bez względu na kasę.

Czyli zaczynamy dotykać organizacji, w której pracujesz, jej wartości, czy produkt jest „społecznie istotny”, czy jest zbudowana kultura pracy i wsparcia członka organizacji i wreszcie ludzie, z którymi będziesz pracował. I nie mam tu na myśli wyłącznie organizacji non-profit, bo korporacje również mogą być wartościowym miejscem pracy. Ważne, aby się z nim identyfikować.

Chętnie się dowiem, czy Ty sam odnalazłeś taki sens. Opowiedz, proszę, o swojej ścieżce zawodowej.

Jestem absolwentem uczelni technicznej, ale zawsze chciałem być prawnikiem — dlaczego? Bo podobało mi się, że prawnicy do pracy chodzili w garniturach 😀

Dlaczego nie zostałem prawnikiem? Bo wolałem wyprowadzać wzory, zamiast uczyć się całych formułek — zostałem obdarowany umysłem technicznym i nie lubię „pamięciówek”.

Tak więc, jako bardzo młody człowiek, miałem jeden cel — chciałem chodzić do pracy w garniturze. Wiem, że teraz to dziwne i w sumie to rzadko ubieram garnitur, ale pamiętajmy, że mówimy tu o latach 90. poprzedniego stulecia. Garnitur w owych czasach utożsamiany był ze stanowiskami menedżerskimi, stąd wybór mojej ścieżki rozwoju.

Bardzo szybko ze stanowisk technicznych przeskoczyłem w zarządzanie projektami — to taki pomost pomiędzy tymi dwoma światami: jeszcze w technologii, ale już dotykasz tematów zarządzania.

Zawsze interesowały mnie tematy psychologii człowieka, chciałem zrozumieć, co i jak. Jak zadbać o swoją higienę psychiczną? Jak iść dalej i nie zatracić się w tym całym szaleństwie? Jak mawiał serialowy Frank Underwood (miał parę pozytywnych prześwitów), „sukces jest mieszanką przygotowania i szczęścia” — i tak też było w moim przypadku.

Dużo pracy, nauki, cierpliwości w „przygotowaniu gruntu”, wreszcie trochę szczęścia i człowiek jest tu, gdzie jest — prowadzi kilkudziesięcioosobowy dział R&D odpowiedzialny za multimilionowy biznes swojej firmy. I w dodatku mam możliwość kształtowania przyszłości w tym obszarze — to daje dużo satysfakcji, która przekłada się na to, że człowiekowi chce się rano wstawać i iść do pracy.

Co sprawia, że lubisz swoją pracę?

Myślę, że uważny czytelnik odnajdzie odpowiedź w poprzednich sekcjach tego wywiadu. Dlatego, reasumując, to zależy od etapu życia zawodowego.

Na początku jest to nauka i odkrywanie czegoś nowego, próbowanie, testowanie rozwiązań i swoich możliwości. Następnie miło jest patrzeć, jak rośnie Twoja rozpoznawalność — ludzie zaczynają Cię doceniać. 

W tej chwili dochodzi autonomia i realny wpływ na otaczającą Cię rzeczywistość biznesową. To bezcenne uczucie pojawia się, gdy widzisz, że coś, co robisz, działa i jest używane przez ludzi, czyniąc świat lepszym.

Czy według Ciebie jest to w ogóle możliwe, by pracownicy patrzyli na pracę jako na coś więcej, niż tylko zarabianie pieniędzy?

To przychodzi z czasem. Myślę, że Maslov doskonale to zobrazował, rysując piramidę. Jeśli człowiek zaspokaja swoje podstawowe wymagania dotyczące bezpieczeństwa egzystencji swojej oraz rodziny, może uprawiać interesujące go hobby, to zaczyna inaczej patrzeć na to, co robi na co dzień. Gdy ma pieniądze, zaczyna patrzeć szerzej.

Kiedyś usłyszałem zdanie, które stało się jedną z moich maksym życiowych: „Jak masz powyżej 30 lat, własne auto i spłacony kredyt na mieszkanie, to czas spłacać dług społeczeństwu” – wtedy zaczynamy patrzeć na pracę jako na coś więcej niż tylko ‘zarabianie pieniędzy’.

Btw, ja w tej maksymie zmieniłem z 30 na 40 lat, a w obecnym środowisku pracowników sektora IT, w którym poruszam się, to naprawdę nie jest trudne do osiągnięcia (oczywiście możemy jeszcze sprzeczać się, czy mieszkanie to willa 500m2 z basenem, czy komfortowy apartament na przedmieściach).

A jaka jest rola firmy w tym, by pomóc pracownikowi odnaleźć sens pracy?

Firma powinna być jak gleba, która — odpowiednio nawożona — powinna pozwolić pięknemu kwiatowi urosnąć. Pięknym kwiatem jest oczywiście pracownik, a osobą, która nawozi glebę, jest menedżer średniego i wyższego szczebla.

To tzw. ‘menedżment’ kształtuje i pielęgnuje kulturę organizacji, czy to poprzez decyzje w temacie sztandarowych wartości firmy, profilu oferty i klientów, czy też poprzez swoje zachowanie — przysłowiowe „walk the talk”. Jeśli ludzie zobaczą spójność w tych wszystkich obszarach, popartą transparencją w komunikacji, to poczują, że to wszystko ma sens.

Nie bez powodu stare przysłowie HR-owe mówi, że „ludzie przychodzą do firmy, wyobrażenia o firmie, a odchodzą od menedżerów”.

Czego więc warto szukać u pracodawcy?

Punktów styczności z własnymi wartościami, zachowaniem, stylem i sposobem życia. Im więcej punktów wspólnych, tym lepiej rokuje na długotrwałą i owocną współpracę — obustronną współpracę.

Utrata czy zmiana pracy należy do jednych z najbardziej stresogennych czynników, które mogą wpłynąć na człowieka. Po co więc ryzykować niepotrzebny stres?

Co nas może zniechęcić w poszukiwaniu sensu pracy?

Jocko Willink, amerykański ekskomandos, aktualnie właściciel firmy konsultingowej z zakresu zarządzania mówi, że „There are no shortcuts, there is no easy way. There is only hard work, early mornings, late evenings”. I myślę, że wielu ludzi wybiera drogę na skróty — w obecnych czasach najczęściej definiowaną jako „pójdę tam, gdzie dadzą mi więcej”.

Dobrze być psychologiem w tych czasach, bo rośnie nam grupa sfrustrowanych pracowników, zamkniętych w złotych klatkach dobrze płatnych, bezsensownych i nudnych pracach.

I może znowu wrócę do Franka Underwooda i, przy całym negatywizmie jego postaci, zacytuję „First, you must learn to pull an oar. Only then can you take the helm”. Czyli najpierw musisz nauczyć się wiosłować, a dopiero potem możesz przejąć ster — nie ma drogi na skróty, bo ostatecznie rozbijesz się o skały i to w najmniej przewidywalnym momencie.

Coraz częściej się mówi o pokoleniu najmłodszych pracowników, którzy nie przywiązują się zbytnio do pracy w jednym miejscu. Jak zachęciłbyś ich do poszukiwania sensu pracy?

Nie byłbym aż tak krytyczny wobec naszych najmłodszych kolegów. My na początku naszej drogi zawodowej też próbowaliśmy wielu rzeczy tu i tam. Ja sam przez kilka pierwszych lat stosunkowo często zmieniałem pracodawcę.

U każdego było inaczej, zobaczyłem coś nowego, czy to z obszaru technologii, czy stylu zarządzania mojego ówczesnego przełożonego (in plus i in minus). To ukształtowało mnie jako człowieka i menedżera.

Myślę, że to, co zmieniło się od czasu mojej młodości (btw, wciąż czuję się młody :D), to fakt, że obecnie najmłodsi to już 3 czy 4 pokolenie po przemianach w 1989 roku. Pokolenie, które dorastało w Polsce wolnej, demokratycznej i kapitalistycznej. Pokolenie, którego rodzice, ciężko pracując, zbudowali Polskę dobrobytu. Pokolenie, które prawdopodobnie swoje dorosłe życie nie zacznie od kredytu mieszkaniowego na 40 lat.

I myślę, że to warunkuje zachowania naszych najmłodszych — rzeczy dla mnie nieoczywiste dla nich są osiągalne. Oni nie muszą robić nadgodzin czy awansować, żeby wyjść ze znajomymi na miasto, czy pojechać na wakacje.

Naszym zadaniem w firmach jest zauważenie tego zjawiska i spojrzenie na nie nie tylko z naszego punktu widzenia. Nie każdy musi mieć zakodowane ciągłe awansowanie, czasami „good enough” wystarczy i my musimy to uszanować.

Ale nie możemy założyć, że całe społeczeństwo ma syndrom „good enough” — naszym zadaniem jest zidentyfikować każdy kwiat i zadbać o niego najlepiej jak potrafimy: nawożąc, pielęgnując, umożliwiając wzrost lub utrzymując na aktualnym poziomie, jeśli taka jest wola.

Byłem ostatnio na konferencji IT Manager of Tomorrow — notabene super event i szczere gratulacje dla Krzyśka Kozakiewicza i jego zespołu. Masa młodych ludzi, a my prelegenci, jak to powiedział Jaromir Pelczarski: „IT Managers of Past przekazują swoje doświadczenie do IT Managers of Tomorrow”.

Nie jest aż tak źle jak piszą, jest inaczej, może trudniej niż kiedyś, więc my,  „menedżerowie przeszłości” musimy się przystosować i pokazać sens życia i pracy naszym najmłodszym kolegom, „menadżerom przyszłości”.


Dominik Kowalczyk. Innovation Director odpowiedzialny za przyszłość linii produktowej Key-based Digital Cylinders w firmie ASSA ABLOY. Inżynier-Ekstrawertyk, jak mówi o sobie, ponad 20 lat doświadczenia korporacyjnego w tym trzy duże światowe kryzysy ekonomiczne: 2000, 2008 i COVID’owy pokazują, że przy odpowiednim nastawieniu „się da”. Prywatnie mąż i tata. Zapalony narciarz i kolarz górski.

Od ponad ośmiu lat pracuje jako redaktorka, dziennikarka i copywriterka, a od niedawna dba o treści oraz rozwój portalu poświęconego branży IT. Autorka wywiadów, tekstów eksperckich, newsów.

Podobne artykuły