Wywiady

Lubię poczucie garażowości, czyli etap tworzenia. Historia Aleksandra Sokalszczuka

innovation zone cybercom

Aleksander pracuje jako Innovation Lead w Cybercom, a dokładniej w Innovation Zone. Skąd pomysł na tę inicjatywę? – Inicjatywa hubu innowacji wywodzi się z wewnętrznej potrzeby odkrywcy w każdym z nas. Od dawien dawna moi koledzy i koleżanki próbują okiełznać i ukierunkować swój potencjał na innowacje, małe i duże pomysły na usprawnienia – opowiedział Aleksander Sokalszczuk.

W Cybercom było kilka pomysłów na wsparcie kreatywnych pomysłów pracowników niezwiązanych ze zleceniami klientów. Pięć lat temu funkcjonowały wolne piątki, podczas których przez trzy godziny zespół dyskutował nad aplikacjami zmieniającymi świat.

– Pierwsza inicjatywa z innowacją w nazwie powstała w Polsce cztery lata temu, wtedy staraliśmy się dać drugą młodość albo alternatywne zastosowanie dla używanych przez nas aplikacji. Dwa lata mieliśmy dział IoT, który oprócz dostarczania rozwiązań typu hardware, pracował między innymi nad inteligentnym kaskiem – dodaje Aleksander Sokalszczuk. Wtedy też formowała się idea Innovation Zone. I właśnie na jej temat rozmawiamy z Aleksandrem.

innovation zone cybercom

Co jest największą wartością dla klienta korzystającego z Innovation Zone?

Korzyści jest wiele i każdy klient widzi na początku drogi coś ciekawego, a w trakcie podróży odkrywa coś zaskakującego. Wiele zależy od wartości, które wyznaje klient. Zawsze podkreślam, że mamy proces i liczne próby robienia innowacji za sobą. Innym naszym wyróżnikiem jest bogate kulturowo środowisko, jesteśmy częścią szwedzkiej grupy, w której pracują ludzie ponad 40 nacji, o zróżnicowanym doświadczeniu i perspektywach..

Taka dywersyfikacja podejść do rozwiązywania problemów jest unikalna. Nie oznacza to, że zawsze pracujemy taką grupą, ale mamy do niej dostęp i często czerpiemy wartość z ich doświadczenia.

Więcej ludzi to więcej kompetencji?

To większe doświadczenie techniczne i domenowe, których klienci mogą nie mieć. Uwielbiam rozmawiać z biznesem “nietechnicznym”, czyli osobami, które nie są inżynierami oprogramowania albo kierunków pokrewnych. Z połączenia wiedzy nietechnicznej z nowoczesną technologią powstają kosmiczne rzeczy.

Dodam, że klient nie musi budować infrastruktury potrzebnej do zmniejszania ryzyka innowacji, może wykorzystać naszą. Prowadzimy warsztaty poszukiwania innowacji w biznesie, wspieramy klientów w budowaniu ich infrastruktury innowacji, zarówno procesowej, fizycznej, jak i mentalnej / kulturowej. Z punktu widzenia biznesu, niwelujemy ryzyko związane z wprowadzaniem innowacji, odpowiadamy na pytanie, czy pomysły, które wydają się przełomowe, są właśnie takie, czy są implementowalne, i czy mają potencjał zarobienia na siebie.

Jak wygląda współpraca z Cybercom w kwestii testowania pomysłu na biznes?

Ponieważ wspieramy klientów w każdym momencie życia pomysłu, postaram się opisać jeden z modeli żywotności idei w 5-6 krokach. Zaczynając od fazy ideacji (inspiration) – wspieramy w poszukiwaniu pomysłów na usprawnienia, od poprawy wydajności teamów agile przez poprawę funkcjonowania modeli biznesowych, zmianę działania systemów informatycznych, wyszukiwanie hardware i software, który poprawi działanie danej instytucji. W tej fazie stosujemy podejście warsztatowe lub wywiady środowiskowe. Czasem wystarczą 3 minuty rozmowy z odpowiednią osobą i masz przepis na usprawnienie, które zwiększa bezpieczeństwo w pracy (np. usuwa ryzyko obsługi niebezpiecznej maszyny z bliska).

W fazie projektowania (design) wspieramy zarówno warsztatowo, jak i wiedzą specjalistyczną fazę tworzenia rozwiązania. To, co ważne, nie mamy srebrnego przycisku na dane wyzwanie, dopasowujemy metodyki warsztatowe do każdego zagadnienia, często używamy „event stormingu”, scampera, czasem „design thinking”. Mamy też nasz autorski system IIAB – Innovation In a Box, wspieramy się lean startupem, double diamond i strategyzerem. Kluczem tutaj jest dobranie metodyki do danego zagadnienia i potencjału pracującej nad zagadnieniem grupy.

Jeżeli ktoś ma już pomysł na innowację i jakąś jego dokumentację lub wstępną analizę, uczestniczymy w procesie prototypowania (prototype), możemy prowadzić projekty innowacyjne, wcielając się w rolę „project managera” lub „product ownera”. Albo po prostu uczestniczyć w tworzeniu prototypu kodując czy wspierając tworzenie hardware.

Jeżeli wytworzymy prototyp i sprawdzimy go w „teście polowym” z użytkownikami końcowymi, zajmujemy się dostarczeniem docelowego rozwiązania (faza development). Tutaj projekty są prowadzone w metodyce agile, mamy sprinty, inkrementy i takie tam zwinne artefakty. Mówię o tym z takim luzem, bo klientów mamy różnych na różnym poziomie zwinności albo wręcz brakiem metodyk zwinnych, do takowych klientów też mamy otwarte serce.

I co ważne nie zostawiamy klientów samych sobie, dbamy o nich również po wdrożeniu, zapewniając utrzymanie i opiekę rozwiązań (maintenance). Wspieramy chmurowo – głównie AWS, ale też Q&A oraz wsparcie utrzymaniowe.

I tak mamy cały uproszczony proces, oczywiście nie każdy fragment jest przełomowy i rewolucyjny, ale każdy bardzo ważny i potrzebny, by dane rozwiązanie opuściło bezpieczną przystań warsztatu i wypłynęło na dzikie wody rynków świata.

Dlaczego etap Proof of Concept trwa w Waszym przypadku tylko miesiąc?

Etap POC, jest częścią etapu prototypowania, polega na udowodnieniu założenia, że coś chyba da się zrobić i zadziała, rzeczywiście jest wyrabialne. Chodzi o to, by znaleźć empiryczne dowody, że coś zadziała, a jeśli nie zadziała, to dlaczego albo kiedy będzie działać, jakie warunki muszą zostać spełnione. Tłumacząc na techniczne to np. odpowiedzenie na pytanie, czy strona www (js, html, css) może połączyć się za pomocą bluetooth ze smartwatchem? Albo jak sprawny będzie bot uruchamiany na urządzeniu mobilnym bez dostępu do internetu.

Skąd miesiąc na testowanie? Chcemy kontrolować koszty i ryzyko, chcemy w ciągu miesiąca mieć odpowiedź na pytanie „go” or „no go”. Ten czas wystarcza na konsultacje z ekspertami domenowymi, zrobienie scoutingu technologicznego, czasem implementacje, która niweluje największe ryzyko, jakie widzimy w danym momencie w projekcie. Stosujemy podejście most difficult first, upewniamy się, czy kluczowa funkcjonalność rozwiązania jest implementowalna. Na koniec, miesiąc z punktu widzenia ofertowania czy perspektywy czasowej jest zrozumiały dla klientów.

innovation zone

Jaki wpływ na kształt danego projektu ma klient, a jaki zespół Cybercom?

Raportujemy o wszystkim, klient ma cały czas do nas dostęp i wgląd w to, nad czym pracujemy. Wierzymy, że tylko pełna kooperacja ma sens, to klient jest wizjonerem rozwiązania, my tylko sprawiamy, że wizja staje się rzeczywistością. Czerpiąc z naszych szwedzkich korzeni wartościami, w które wierzymy, są innowacyjność, pasja i zaufanie. Co do samego wpływu na kształt tego jak pracujemy, to jest to zależne od tego, z czym przychodzi klient. Czasem jest to hasło na zasadzie „wiecie co, 50% osób pracujących na autostradach ulega wypadkom polegającym na potrąceniach przez pędzące auta” i zaczyna się rozkminka… albo co zrobić, aby aktywizować seniorów przyszłości i teraźniejszości (uwaga, starość dotyczy wszystkich).

Zdarza się, że dla klienta ważniejsze jest rozwiązanie i funkcjonalności niż stos technologiczny, na którym pracujemy. Do prototypu nadają się jedne technologie lepiej niż inne, a na produkcję… to już zależy od ogromu czynników. Jedno co jest pewne: reagujemy elastycznie na każdą sytuację.

Możesz podać przykład projektu, który udało się zrealizować w Innovation Zone?

Zaobserwowaliśmy ciekawe ruchy na rynku chmurowym, spore inwestycje ze strony Google i Microsoftu, które mają na celu dogonienie lidera, jakim jest AWS. Widać to wyjątkowo dobrze na polskim rynku, dlatego postanowiliśmy przetestować/ napisać / zdobyć doświadczenie w bezpiecznej migracji danych pomiędzy chmurami, sprawdzić jak z przenośnością usług i infrastruktur.

Poszliśmy o krok dalej – wychodząc z trendu migracji z serwerów lokalnych na chmurę, przeszliśmy na migracje pomiędzy chmurami. Zajęło nam to dwa tygodnie, zrobiliśmy dokumentację i wewnętrzne tutoriale jak migrować dane, mamy spory materiał do omówienia z klientami.

Rozwijając nasze kompetencje Machine Learning, wydewelopowaliśmy system, który crawluje (przeszukuje internet) przez internet, w poszukiwaniu ofert przetargowych, które pokrywają się z naszymi kompetencjami, analizuje zgromadzone materiały i wyłapuje oferty, które są dla nas odpowiednie i gdzie możemy powalczyć o klienta. Wszystko w środowisku chmurowym, takie rozwiązanie zajęło nam dwa sprinty, razem cztery tygodnie.

W pierwszej iteracji dowieźliśmy podstawową funkcjonalność, czyli wyszukiwanie i agregację ofert, podstawową ocenę wartości oferty, prostą tekstową szukajkę. W następnej iteracji popracowaliśmy nad optymalizacją utrzymania aplikacji, poprawieniem jakości oceny materiałów algorytmami sztucznej inteligencji, trochę nad interfejsem użytkownika. Co ciekawe, pomiędzy sprintami zrobiliśmy dwa tygodnie przerwy, aby dać użytkownikom możliwość sprawdzenia rozwiązania.

A jeśli chodzi o komercyjne projekty?

Stworzyliśmy system kierowania ramieniem dźwigu za pomocą oculus rift. Praca osoby operującej dźwigiem do załadunku drewna wygląda tak, że ci nowocześni drwale samotnie jeżdżą do lasów Skandynawii i za pomocą dźwigów (HDS) montowanych na ciężarówce dokonują załadunku i rozładunku. Okazuje się, że bardzo często dochodziło do urazów podczas wychodzenia z kabiny ciężarówki i obsługi dźwigu. W celu podwyższenia poziomu bezpieczeństwa, system pozwala obsługę dźwigu za pomocą gogli VR, bez wychodzenia z kabiny ciężarówki.

Wystarczy przesiąść się na fotel pasażera, złapać joystiki, założyć gogle i już można pracować jak dawniej. Użytkownicy są pod wrażeniem jakości obrazu i precyzji działania systemu, w goglach można przełączać się pomiędzy kamerą 270 stopni a dwiema kamerami pomocniczymi, które ułatwiają precyzyjny załadunek. Aha, zajawkę marketingową projektu można zobaczyć na youtubie wpisując hiVision.

Który z tych projektów spodobał się Tobie najbardziej i dlaczego?

Z każdego projektu czerpię garściami wiedzę o technologii, analizuję sporo – od satysfakcji ludzi, przez dojrzałość technologii, dokumentacje, społeczność zgromadzoną dookoła technologii, po uzasadnienie biznesowe powstania rozwiązania. Każdy z projektów jest zupełnie innym wyzwaniem, spektakularnie wyglądają aplikacje AR i VR, a wiele wartości i satysfakcji daje dobrze wytrenowana AI. Za przykład podam aplikację, którą robiliśmy, by stworzyć system typu „predictive maintenance”. Chodziło o zewnętrzny monitoring i przewidywanie wadliwego działania maszyn przemysłowych w naszym przypadku silników elektrycznych.

Zaczęliśmy od uruchomienia Kinesisa w AWS, który zjadł w 10 minut nasz miesięczny budżet. W następnych iteracjach zredukowaliśmy koszty do poziomu pozwalającemu na analizę danych w czasie rzeczywistym. Nie wystarczyło nam to i postanowiliśmy zrobić system on premise i zamiast wykrywania anomalii Kinesisem, użyć Machine Learning, co zrobiliśmy na zwykłym Raspberry Pi. Po drodze trzeba było sobie przypomnieć podstawy fizyki i trochę matmy, by odfiltrować dane, maksymalnie wykorzystać dostępny sprzęt.

W trakcie poszukiwań rozwiązania użyliśmy np. danych z NASA dokumentujących wibracje silnika, który ulega awarii. To, co lubię w takich projektach to poczucie garażowości rozwiązania, bierzesz wszystko, co masz pod ręką i robisz z tego coś pożytecznego. W kreatywnym środowisku fajnie rozwiązuje się napotkane problemy. W efekcie naszych poszukiwań zaprojektowaliśmy i przetestowaliśmy bezdotykowy system monitorujący pracę maszyn i przewidujący awarie, po drodze testując czujniki wibracyjne czy pola magnetycznego.

Cenię każdą zdobytą nową wiedzę albo na nowo odkrytą, fajnie jest zastosować coś, co kiedyś ktoś powiedział ci na lekcji fizyki i przez tyle lat leżało w twojej głowie, aż nagle znalazło zastosowanie rozwiązując poważny problem. Bardzo satysfakcjonujące jest widzieć jak ludzie mają frajdę z odkrywania skutecznych rozwiązań, iskra w oku czy czasem „karpik” zaskoczenia.

Co dzieje się dalej z tymi projektami?

Część trafia na półkę w postaci demo, filmu, urządzenia, aplikacji i w gotowości czekają na wizytę odpowiedniego klienta. Chętnie prezentujemy nasze zabawki by inspirować i pokazywać, co potrafimy my i technologia w naszych rękach.

Inna część przekazywana jest na produkcję lub wchodzi w fazę pilota, czyli jest początkiem zwykłego projektu. W Innovation Zone nie tworzymy produktów, to raczej są półprodukty pokazujące główną funkcjonalność docelowego rozwiązania. Dlatego też ostateczną decyzję ma klient.

Niektóre projekty kończą swój żywot w postaci dokumentacji lub wiedzy zapisanej na dyskach białkowych (w głowach naszych developerów), mocno stawiamy na rozwój kompetencji i wiedzy osób w organizacji, wierząc, że to ludzie są naszą największą wartością.

Wszystkie rozwiązania tworzymy tak, by były przenośne i implementowalne w innych okolicznościach, zdarza się, że wykorzystujemy wcześniej opracowane rozwiązania. Nie wynajdujemy koła na nowo, ale jak to mawiamy, zmieniamy ogumienie na sportowe, jeżeli jest potrzeba i możliwość czasowa to poprawiamy.

Jakie wyzwania, problemy napotykają klienci i dlaczego ich rozwiązanie znajduje się właśnie w Innovation Zone?

Po stronie klientów zaczyna się to najczęściej od potrzeby wprowadzania innowacji, przyczyny tego mogą być różne. Szef, który ma hopla na punkcie innowacji, chęć umocnienia marki w biznesie, chęć rozwoju, ukierunkowanie kreatywności ludzi pracujących w danej organizacji, zazdrość, że ktoś coś ma fajnego i my też chcemy. Zdarza się też chęć dobrej inwestycji zgromadzonego kapitału… przyczyn jest wiele, wniosek jeden: zróbmy coś innowacyjnego i dochodzimy do następnej części wspólnej – blokad. Te powtarzające się najczęściej i uniemożliwiające przeprowadzenie innowacji to:

  • Obawa, że organizacja nie podoła, że nie ma na pokładzie kreatywnych ludzi, którzy byliby motorem procesu innowacyjnego.
  • Pogląd „po co wprowadzać innowacje przecież inni już to mają albo już zrobili i my nie będziemy innowacyjni?”, w wyniku którego gaszone są wszelkie inicjatywy.
  • Brak strategii innowacji / brak zorganizowanych działań w kierunku rozwoju.
  • Brak infrastruktury potrzebnej do przeprowadzenia zmian.

Innowacyjność nie jest łatwym tematem, to bardzo często zarządzanie wysokim ryzykiem, złożony proces wymagający bardzo zróżnicowanych kompetencji podczas cyklu życia innowacji, od umiejętności i wiedzy warsztatowej, technicznej, księgowej, legislacyjnej, zarządczej, wytwórczej po znajomość filozofii i psychologii. My po prostu mamy udokumentowaną wiedzę wspierania rozwiązań innowacyjnych, wypracowaną metodologię i proces, który pomaga osiągnąć cel lub odpowiada, czemu ten cel jest nieosiągalny.

Co daje programiście praca w strefie Innovation Zone?

Dużo dobrej zabawy z kodowania i często inne spojrzenie na sam kod. Przepraszam za generalizację, ale chce pokazać różnicę w podejściu, zwykle na projektach deweloperzy mają zadania opisane na zasadzie: dostarcz funkcjonalność x i y i mają tego od groma i trzaskają je na punkty (kosmodolce, story pointy, owocki). W Innovation Zone developer zaczyna od wymyślenia rozwiązania, potem uczy się je opisywać, a potem zaimplementować, po to, by na końcu potrafić wyjaśnić, co zrobił nawet na poziomie laika. Jest to zupełnie inne spojrzenie na wykonywaną pracę, daje głębię do wytwarzanej wartości, daje większą kontrolę nad zadaniami, ale i wymaga większej odpowiedzialności.

Rozwiązujemy realne problemy i wyzwania, zadania nie mówiąc „zrób wykres tego od tego”, zadania definiujemy np. „pierwszy raz wchodząc do pomieszczenia, chce znaleźć drogę do miejsca, które mnie interesuje”, potem team deweloperski ma za zadanie dobrać wszystkie środki tak, by osiągnąć cel.

Cechą, która jest bardzo pomocna w pracy w Innovation Zone jest kreatywność, nie każdy ją ma mocno rozwiniętą, ale uczymy odkrywać jej pokłady w każdym nawet najbardziej (pozornie) niekreatywnym człowieku. Stawiamy na umiejętność rozwiązywania złożonych problemów, umiejętność hakowania, szukanie rozwiązań przy ograniczonych środkach – zwykle limitem jest czas.

Niektórzy cenią sobie odkrywanie na nowo technologii, które znają czy to zastosowań znanych im języków programowania w nowych obszarach, czy np. wykorzystanie urządzeń mobilnych w nowy sposób. Zastanów się, ile czujników posiada zwykły smartfon i jak mało z jego funkcji wykorzystujemy. Kilka razy zdarzyło mi się zadawać takie pytania podczas rekrutacji do działu „podaj 3 niestandardowe zastosowania smartfona?”.

Twoim zdaniem praca w tego typu projektach to najlepsza droga na zdobycie doświadczenia dla juniora?

Dla juniora wręcz przeciwnie, ale to wyłącznie z mojego egoistycznego punktu widzenia. Z mojej perspektywy jeżeli dostaję pod opiekę juniora, to za niego odpowiadam i moim wewnętrznym – i pewnie juniora też – celem jest bycie najlepszym w tym, za co się zabiera. Pracując jednak nad rozwiązaniem w ograniczonym czasie, trudno o perfekcjonizm. Dlatego odradzałbym Innovation Zone jako jedyną i pierwszą pracę dla juniora, proponując coś mniej dynamicznego, wymagającego więcej pracy odtwórczej niż kreatywnej. Co nie zmienia faktu, że ruszamy teraz z projektem dla dziesięciu stażystów (chcemy zmienić podejście do edukacji, w tym edukacji zdalnej i metodyk nauczania i łączenia faktów).

Warto też wspomnieć, że w projekcie komercyjnym, prowadzonym w bardziej ustabilizowanej strukturze, junior uczy się też dobrych praktyk projektowych, dobrego planowania, podziału zadań, a w Innovation Zone powinien polegać na już zdobytych umiejętnościach.

Mam za sobą udane projekty, w których uczestniczyli juniorzy i byli motorem napędowym całego rozwiązania. To chyba bardziej zależy od osoby, bo pamiętam jeden projekt, w którym stażystka zdeklasowała doświadczonych programistów skutecznością dostarczania rozwiązań i prędkością nauki.

Co chciałbyś ulepszyć, zmienić w Innovation Zone?

Jest tego wiele, na tyle dużo, że mniejszych rzeczy nawet nie mam kiedy zanotować. Środowisko jest w ciągłym procesie udoskonalania, regularnie co dwa tygodnie robimy sesje udoskonalania, przy okazji ćwicząc metodyki warsztatowe. To miejsce, w którym żyjesz w ciągłej zmianie, nie wiesz, czy jutro będziesz miał jedną, czy piętnaście osób do współpracy (patrz covid), balansujesz z ryzykiem wykonania czegoś spektakularnego lub tylko działającego w czasie sprintu.

To, co w sobie mógłbym ulepszyć to na pewno lepsze dokumentowanie wszystkich poczynań i decyzji projektowych, bo to kopalnia wiedzy, która często potrafi znikać. Takim moim marzeniem o usprawnieniu było posiadanie stałego niezmiennego zespołu, który byłby mierzalny, ale jest to coś, co jest prawie nieosiągalne i samo w sobie ma tyle wad, co zalet. No właśnie, nawet patrząc na ulepszenia, które chcemy wprowadzać, podchodzimy do ich oceny bardzo krytycznie i surowo, próbując, co dobrego wydarzy się po implementacji, a co może się pogorszyć.


Aleksander Sokalszczuk. Innovation Lead w Cybercom. Ekspert technologiczny z ponad 10-cio letnim doświadczeniem w branży IT, moderator i trener technik kreatywnych. Odpowiedzialny za prowadzenie kursów, szkoleń, i projektów w dziale innowacji w Cybercom. Na co dzień zajmuje się prowadzeniem projektów innowacyjnych dla klientów chcących zrewolucjonizować swoje branże i szukających nowych rozwiązań technologicznych.

baner

Redaktor naczelny w Just Geek IT

Od pięciu lat rozwija jeden z największych polskich portali contentowych dot. branży IT. Jest autorem formatu devdebat, w którym zderza opinie kilku ekspertów na temat wybranego zagadnienia. Od 10 lat pracuje zdalnie.

Podobne artykuły

[wpdevart_facebook_comment curent_url="https://geek.justjoin.it/lubie-poczucie-garazowosci-czyli-etap-tworzenia-historia-aleksandra-sokalszczuka/" order_type="social" width="100%" count_of_comments="8" ]